12 kwietnia 2010

POD NIEBEM PEŁNYM CUDÓW

Przez to, że mieszkam na szóstym i ostatnim piętrze, to mogę pochwalić się przepięknym widokiem miasta. Poszukiwanie mieszkania to zawsze nużące i ciężkie zadanie, a w szczególności dla studentów, którzy są narażeni na ciągłe przeprowadzki. W moim przypadku były już cztery (sic!), ale mam nadzieję, że jako student w tym miejscu zakotwiczę już na dłużej. A dlaczego wybrałam właśnie to? Przepiękny i cudny widok! Poczułam nagle ogromną przestrzeń w tym zatłoczonym i ciasnym mieście, gdzie czasami myślisz, że braknie ci już tchu. Zakochałam się w tym miejscu od razu. O każdej porze jest ślicznie. Łóżko specjalnie ustawiłam sobie pod oknem, żeby obserwować każdy moment. Rano słońce zawsze mnie budzi, w ciągu dnia mogę nacieszyć się jego promieniami, jeśli ich tylko żadna chmura nie zasłoni, a kiedy już noc zapadnie, to miasto zmienia klimat. Seria świateł aut, migających reklam czy telewizorów u sąsiadów, a w oddali można dostrzec piękną podświetloną katedrę, która dumnie daje znać o sobie, że to ona czuwa nad nami już od XIII-tego wieku. Ten widok właśnie natchnął mnie do robienia ciągle zdjęć, by uchwycić każdą chwilę, każdą zmianę. Dzisiaj zobaczyłam widok, jaki zapamiętałam z dzieciństwa. Przypomniałam sobie o czym wtedy pomyślałam.


Jak miałam chyba 5 lat i jechałam z rodzicami autem to patrzyłam na to, co dzieje się za oknem. W którymś momencie spojrzałam w niebo, gdzie powoli zachodziło słońce. Promienie przebijały się przez chmury. Wyobraziłam sobie, że są to po prostu ręce Boga, który w każdej chwili jest ze mną. Bóg, który siedzi na któreś z tych chmur, patrzy na mnie i zawsze mnie ochroni. Kiedy tylko będę czuła się niepewnie, mogę złapać za ten promień, Jego dłoń i On mnie poprowadzi.
Ta prosta myśl dziecka wciąż we mnie siedzi. Dziś, kiedy wróciłam do domu i spojrzałam na mój widok, żeby zobaczyć co się dzieje na niebie, pojawiły się promienie - moje ręce Boga. Wyciągnęłam szybko aparat i zrobiłam zdjęcie. Uchwyciłam tą ważną chwilę dla mnie. Jako dorosła już kobieta, na wiele spraw patrzę racjonalnie, dojrzale i odpowiedzialne, ale to wspomnienie przypomniało mi o tym, że w każdym z nas pozostała cząstka dziecka i trzeba ją w sobie pielęgnować. Dla dziecka wszystko jest proste, a tym samym najpiękniejsze. Często my, dorośli, zapominamy o tej prostocie. Dzisiaj moje wewnętrzne dziecko odezwało się i dało znać o sobie, że jeśli w każdej chwili będę czuła się zagubiona, zbyt zatroskana czy nieszczęśliwa, to zawsze mogę chwycić dłoń Boga i on mnie ochroni. Poprowadzi mnie przez zawieruchy życia i podsunie genialne pomysły na rozwiązywanie problemów.
Nieważne czy jesteśmy wierzący, czy nie, ale warto wybudować wewnętrzną ochronę, która wprowadzi równowagę do naszego życia. Każdy może wyobrazić to sobie inaczej, ale trzeba ją mieć. Ja już mam ręce Boga.
A tymczasem wracam do swoich codziennych obowiązków nucąc sobie pod nosem:



Pod niebem pełnym cudów





nieruchomieję z nudów
właśnie pod takim niebem
wciąż nie wiem czego nie wiem

światło z kolejnym świtem
ciągle nazywam życiem
które spokojnie toczy
swą nieuchronność nocy

ten błękit snów i pragnień
niejeden z nas odnajdzie
a niechby zaszedł za daleko
pewnie zostanie tam
pewnie zostanie sam

pod cudnym niebem jeszcze
każdy choć jedno miejsce
być może ma i chwilę
gdy godnie ją przeżyje

bo nieba co w marzeniach
spełnia się albo zmienia
skłonni jesteśmy szukać
do bram jego ciężkich pukać

spójrz gwiazdy matowieją
i niczym się nie mienią
zwykliśmy je zaklinać
i szczęście swoje mijać

bo w niebie z którego dotąd
nie wrócił nikt bo po co
wieczna sączy się struga
przyjemnej wiary w cuda 

raz dwa trzy
tekst A.Nowak 
(źródło: http://teksty.org./) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz